Labels

Krvavy - Inferno Inferno



Wetknę w usta obie ręce i kurwa rozerwę
Na strzępy twarz, która jest mym przekleństwem
Aż po same serce wejdą śliskie dłonie
Zgniotę ścierwo w środku, od wewnątrz rozpierdolę

Czy to koniec jak Apokalipsa w Księdze Powątpienia
Spisanej juchą Bestii, której wykłuto ślepia
Makabrycznie krwawi, a jednak warczy, wyje
Rozjebie to w zarodku, póki we mnie żyje

Szorstki sznur na szyje też nie da temu rady
Bo immanentne zło wskrzesi grab koślawy
I jego gałęzie, które pną się ku górze
One pragną bym żyjąc umierał dłużej

Dyndając na rzemieniu podłej egzystencji
Kołysany wiatrem dekadencji i rozkładu
Dochodzę do ładu z własnym człowieczeństwem
I odbieram je sobie ze szczególnym okrucieństwem

Kim jestem i dlaczego tak bardzo to istnienie
Przypomina mi cierpienie, zgrzytające zębatki
I zapach klatki, ta klatka to miasto
Złe miasto to przestrzeń, w której zbyt ciasno

Jak w jednym ciele dla dwóch takich tworów
Co chcą żyć i umierać z własnego wyboru
Kto dał mi wybór i dlaczego chce odebrać
To co dać mi może skok z czternastego piętra

Rzeczywistość sra na mury zbudowane z marzeń
Nadziei na jutro, tocząc swą zarazę karze
Za posiadanie złudzeń, pozwól, że ostudzę zapał
Kolorowy świat to tylko atrapa

Dachy zbite z prawdy przeciekają dezolacją
Skryte w szafach trupy kryją się rozpaczą
Nabożeństwa strachu grzmią przed poranną kawą
Powiedz, czy wystarczy sił by wstać wcześnie rano?

A teraz popatrz na swoje dłonie
Czemu brudne są od krwi, która płonie
Jaskrawą wstęgą wzbija się ku dziurze w niebie
I ulatnia się jak Bóg, gdy jesteś w potrzebie

Teraz popatrz w siebie i zadaj to pytanie
Czym jest twoja wolność i co zrobisz dla niej
Wolny jak ptak to dobre przysłowie
Gdy z dachu bloku za wolnością skaczesz w ogień


Bestia jest ślepa, Bestia jest smutna
Bez pierdolonych oczu nie zobaczy jutra
Bestia jest ślepa, Bestia jest wściekła
Jutro to kurwa, ale kurwa przebiegła