Labels

10.01

Pędzlem słów malowany 
Obraz kolorów rozpaczy 
Niepewny kurs już obrany  
Na morzu myśli i znaczeń  
Któreś z nas miało runąć
Za burtę targaną burzą
Któremuś z nas dane zginąć
Od kolca zwanego różą
I jakże z tak małej rany
Tak wiele smutku się toczy
I jak starannie dobrany
Rejs ku radości się kończy
Łódź ma, co wiedzie przez życie
Przecieka wciąż dezolacją
Wyruszyłem tuż o świcie
Mamo
Nie czekaj z kolacją







11.

Kolejnej nocy
Nie zniosę więcej
Zamglone oczy
Wciąż patrzą sercem
Choć mówią wokół
Bym dbał o siebie
Sami tkwią w mroku
W płomiennym gniewie
Choć nie są w stanie
Zrozumieć myśli
Co niczym kamień
Roztacza kręgi
Co niszczy taflę
Jeziora duszy
By w końcu opaść
By w końcu wzruszyć
To i tak krzyczę
U życia  świtu
Że o nich zadbam
Smutkiem grafitu


VBS - Darling (fragment)

Pomogłaś zrozumieć świat
Wybrałaś z dołu
Nie miałaś interesu
W tym tu nie było pozorów

Śmiałaś się, że
Ciężko było opanować to
Zaczęłaś płakać, gdy widziałaś
Jak kurwa lecę na dno

I znów się śmiałaś
Ja się śmiałem razem z Tobą
Nara, Ty się śmiejesz z siebie
Wolałaś być sama

Miałem swoją darling
I dopadły mi do szczęścia diabły
Może dlatego mniej się modlę
I unikam prawdy

Może dlatego dalej
Szukam swojej darling
Kobietę z impetem
A nie lalki na kawałki

Kobietę z impetem
A nie szparki na zabawki
Kurwa mać, jestem facetem
A nie tematem na gadki




Krvavy - Inferno Inferno



Wetknę w usta obie ręce i kurwa rozerwę
Na strzępy twarz, która jest mym przekleństwem
Aż po same serce wejdą śliskie dłonie
Zgniotę ścierwo w środku, od wewnątrz rozpierdolę

Czy to koniec jak Apokalipsa w Księdze Powątpienia
Spisanej juchą Bestii, której wykłuto ślepia
Makabrycznie krwawi, a jednak warczy, wyje
Rozjebie to w zarodku, póki we mnie żyje

Szorstki sznur na szyje też nie da temu rady
Bo immanentne zło wskrzesi grab koślawy
I jego gałęzie, które pną się ku górze
One pragną bym żyjąc umierał dłużej

Dyndając na rzemieniu podłej egzystencji
Kołysany wiatrem dekadencji i rozkładu
Dochodzę do ładu z własnym człowieczeństwem
I odbieram je sobie ze szczególnym okrucieństwem

Kim jestem i dlaczego tak bardzo to istnienie
Przypomina mi cierpienie, zgrzytające zębatki
I zapach klatki, ta klatka to miasto
Złe miasto to przestrzeń, w której zbyt ciasno

Jak w jednym ciele dla dwóch takich tworów
Co chcą żyć i umierać z własnego wyboru
Kto dał mi wybór i dlaczego chce odebrać
To co dać mi może skok z czternastego piętra

Rzeczywistość sra na mury zbudowane z marzeń
Nadziei na jutro, tocząc swą zarazę karze
Za posiadanie złudzeń, pozwól, że ostudzę zapał
Kolorowy świat to tylko atrapa

Dachy zbite z prawdy przeciekają dezolacją
Skryte w szafach trupy kryją się rozpaczą
Nabożeństwa strachu grzmią przed poranną kawą
Powiedz, czy wystarczy sił by wstać wcześnie rano?

A teraz popatrz na swoje dłonie
Czemu brudne są od krwi, która płonie
Jaskrawą wstęgą wzbija się ku dziurze w niebie
I ulatnia się jak Bóg, gdy jesteś w potrzebie

Teraz popatrz w siebie i zadaj to pytanie
Czym jest twoja wolność i co zrobisz dla niej
Wolny jak ptak to dobre przysłowie
Gdy z dachu bloku za wolnością skaczesz w ogień


Bestia jest ślepa, Bestia jest smutna
Bez pierdolonych oczu nie zobaczy jutra
Bestia jest ślepa, Bestia jest wściekła
Jutro to kurwa, ale kurwa przebiegła


Aaron W. McPolin





10.

W kieliszku wódki
Smutek spoczywa
Chciałem utopić
Lecz skurwiel pływa
I tak pływamy
Razem w butelce
A na dnie leży
Utopione szczęście

9.



Czuję smutek
A chcę czuć dotyk Twych dłoni
Czuję zimno
A chcę ust Twych na mej skroni
Wokół cisza
A chcę tylko Twego głosu
Wciąż samotny
Pragnę dotknąć Twoich włosów
W mym pokoju
Ostygłe już gasną cienie
W wyobraźni
Gdzieś w oddali widzę Ciebie
Gdy Cię gonię
Ty - jak na złość - mi uciekasz
Gdy się budzę
Wiem, że na mnie już nie czekasz

Zdzisław Beksiński